Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi MisterDry z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 38876.53 kilometrów w tym 99.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.63 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 54418 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MisterDry.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2015

Dystans całkowity:317.20 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:16:36
Średnia prędkość:19.11 km/h
Maksymalna prędkość:53.60 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:63.44 km i 3h 19m
Więcej statystyk
  • DST 31.45km
  • Czas 01:47
  • VAVG 17.64km/h
  • Sprzęt Bydle
  • Aktywność Jazda na rowerze

Choć oko wykol - gacie prawie pełne

Wtorek, 16 czerwca 2015 · dodano: 17.06.2015 | Komentarze 1

Jak wyruszyłem to Księżyc w nowiu był...
Najpierw do tyralni a potem nadwarciański szpil. Wszystko fajnie ale od skały Balika na drodze całkiem sporo pociętych gałęzi. Głównie małe ale coś większego poodrzucałem. I tak jadę sobie spokojnie aż tu gdzieś na 11 kaemie słyszę jak coś wychodzi znad brzeżnych krzaków. Czołówki nie wziąłem i mogąc podświetlić sobie boków mocniej nacisnąłem na korby. A że właśnie nad rzeką całkiem niedawno dwóch szczyli zaciukało nożem niewinnego człowieka to piach nie piach Włoszczowska chyba nie dałaby mi rady :). Nie wiedząc co to było postanowiłem zatrzymać się na podjeździe na singlu Jaskrowskim. Zgasiłem lampki i czekałem w ciszy. Nic nie widać bo nie dość, że nów to jeszcze chmury zasłaniały gwiazdy. Kiedy serce zaczęło już bić normalnym rytmem i mogłem na spokojnie stwierdzić, że nic za mną nie podąża usłyszałem jak ścieżką z góry coś nadbiega. W takich momentach to człek czuje jak ziemia dudni. Nie wiedziałem czy jakiś wariat psa ze smyczy spuścił, czy to jakieś bezpańskie, zdziczałe bydle, myślę sobie - jak wściekłe to po mnie. Kiedy wyczułem, że jest tuż tuż odpaliłem lampkę i po oczach sku...wi. Na szczęście to był tylko lis. W pierwszej chwili się nie zatrzymał, więc  wydarłem ryja niskotonowo :). To go zmusiło do ucieczki w bok. Dalej już bez przeszkód przez Sprośną i Ossonę. Tylko niebo było z jakąś z czerwoną poświatą. W nowiu demony są silne ale Noc Kupały się zbliża, nie mają szans.






  • DST 55.66km
  • Czas 03:41
  • VAVG 15.11km/h
  • Sprzęt Bydle
  • Aktywność Jazda na rowerze

Drogą pylistą...

Niedziela, 14 czerwca 2015 · dodano: 15.06.2015 | Komentarze 0

Może nie do końca pylistą bo w lasach po ostatnich opadach pył się nie podnosi. Ale przynajmniej inaczej niż zwykle bo w miarę możliwości unikałem asfaltu co nie zawsze Adze się podobało. Przez to całe unikanie poznałem też parę nowych polnych dróg.


Ślad się urywa bo zaś tel padł a pałer bank zostawiłem  w domu :/.





  • DST 64.07km
  • Czas 02:56
  • VAVG 21.84km/h
  • Sprzęt Bydle
  • Aktywność Jazda na rowerze

SKL

Niedziela, 7 czerwca 2015 · dodano: 07.06.2015 | Komentarze 0

Z Agą na Zakrzew i  opłotkami do Mokrej.




  • DST 63.70km
  • Czas 02:55
  • VAVG 21.84km/h
  • VMAX 51.90km/h
  • Sprzęt Kushinada
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wstęgą... a wcale, że nie

Sobota, 6 czerwca 2015 · dodano: 07.06.2015 | Komentarze 3

Miało być dłużej i tylko szosą ale niestety wyszło inaczej. Wszystko przez Południce. 

Ale od początku. Szykując się na dłuższe szosowanko pożyczyłem od Tomka pałerbank i jakieś przejściówki co by w trasie fon podładować bo tym zapisuję ślady. Wszystko spakowane w plecak, szosa przygotowana i jazda. 

Niestety noga nie chciała podawać, dopiero w Złotym trochę się rozkręciłem ale i tak wiatr hamował a słoneczko prażyło niemiłosiernie.

Tjaaa... (koło pustelni między Czatachową a Trzebniowem)

Na dobitkę, kiedy zjeżdżałem w stronę Trzebniowa zbyt mocno usztywniłem się na zakręcie i wiedząc, że z tego nie wyjdę pojechałem po miękkim. Przednie koło zryło liście, zapadło się w piachu i wyhamowało mnie z ponad 40 do zera na metrowym odcinku. Ja oczywiście zaliczając OTB przylgnąłem do Matki Ziemi. Dobrze że skończyło się tylko na obitej kostce. Dalej było trochę lepiej. Tym bardziej, że od Niegowej spokojnie w dół. W Tomiszowicach walcząc z wiatrem rozglądałem się za skrętem w prawo by pojechać taką przecinką na Bliżyce. I jakoś kiedy na chwilę podniosłem wzrok z nad kiery zobaczyłem dwie dziołchy na ciemno ubrane na damkach jak szybko jadą w kierunku, w którym zmierzałem. Kiedy spojrzałem drugi raz już ich nie było i choć po dojechaniu do skrętu coś mi nie pasowało i tak pojechałem.


No i asfalt się skończył. Kurna, spojrzałem na mapę w fonie, jakaś droga jest to nie ma się co łamać. Nie dam demonom satysfakcji. I dopóki jechałem ubitą polną drogą było ok ale po wjechaniu w las istny koszmar. Typowy haszczing. Krzaki sięgały do pasa, koleiny wilgotne, ziemia gliniasta, no nie na takie oponki ale twardy byłem. Za cienkie te demony. Jednak w końcu coś wykombinowały bo nagle usłyszałem syk powietrza z przedniego koła. Zajebiście, muchy, komary a ja mam łatać, bo niestety nie miałem zapasu. Kolejne luknięcie na mapę i widzę, że za jakieś pół kilometra wyjdę na pole. Więc pcham, tam odpocznę, połatam, pojadę. No muszę przyznać, że widoki fajne, łany zbóż opadają w dół, widzę też Bliżyce do których dążyłem.

Niestety czas pomachać pompką. Wszystko szło sprawnie aż tu przy ściąganiu pompki uuupsss. 
 

 
Wentyl się urwał... Konsternacja... rozpacz... noż urwał. Jak wyjeżdżałem z chaty to akurat rowerowy obok mnie się otwierał, mogłem kupić dętkę, ale NIE! Jaki człek jest głupi. Pozostało mi tylko wykręcić numer do żony i "Halo... kochanie, jestem w polach. Tu jest, pięknie, cudownie, naprawdę zajebiście... Zabierz mnie stąd." 
 
Po drodze zerwałem jakieś niebieskie kwiatki...
... i z buta
 
Cóż, czasu się zmieniają ale demony potrafią się dostosować. Na koniec muzycznie.
 




  • DST 102.32km
  • Czas 05:17
  • VAVG 19.37km/h
  • VMAX 53.60km/h
  • Sprzęt Kushinada
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wstęgą szos

Czwartek, 4 czerwca 2015 · dodano: 05.06.2015 | Komentarze 0

Z Agą do Złotego. Od samego początku chciałem aby tego dnia zrobiła życiówkę i pierwszy raz w życiu zrobiła setkę ale nic nie mówiłem bo byłoby "nie, bo nie i już". I dlatego coby ominąć trochę górek najpierw na Mstów...


...a potem na Św. Annę. I tu klapa a raczej kapeć w przednim kole. Dętka postanowiła się rozlecieć.


Pech chciał, że zawór zaśniedział na gwincie i nie mogłem odkręcić nakrętki (czy jak to się tam zwie). Dobrze, że nie było to na zadupiu a w pobliskim domu mieszkają uprzejmi ludzie. Trza będzie jakieś małe kombinerki ze sobą wozić. Przy tej sposobności mogłem też po raz pierwszy na szosie użyć pompkę, którą wożę od 1,5 roku tak sobie wożę. Choć po prawdzie pompki są po to by je wozić a nie używać :).  Po tej dość przydługawej przerwie w drogę. A parę kaemów, w Juljance znowu miałem okazję pomachać pompką. Mały kamyczek rozciął przednią oponę.
W Z. P. na krótką posiadówkę nad Amerykana. A tam tłoczno i gwarno "jak w sylwestra ruch". Tu Aga dostała wybór - albo po górkach i krócej albo dłużej po płaskim. No i wybrała bramkę nr 2. W Jaźwinach zrobiliśmy jeszcze krótką przerwę w miejscowym centrum rozrywki. 


I tu niestety bateria w fonie prawie pada więc trza było zapisać tyle ile było śladu, żeby coś potem było.


Przy okazji znalazłem zgubiony licznik. Gdzieś zapodział się w kieszonce koszulki i trafił do pralki. Mimo iż to biedronkowy produkt to przetrwał pranie w 50 stopniach. Mało tego, po wszystkim okazało, że w pralce zrobił prawie 20 km z maksymalną prędkością 150 km/h. Szacun dla starej pralki. Teraz trza sprawdzić czy mimo iż wygląda, że jest ok to jest tak w rzeczywistości.