Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi MisterDry z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 38701.94 kilometrów w tym 99.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.62 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MisterDry.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2011

Dystans całkowity:335.98 km (w terenie 8.00 km; 2.38%)
Czas w ruchu:21:06
Średnia prędkość:15.92 km/h
Maksymalna prędkość:39.60 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:48.00 km i 3h 00m
Więcej statystyk
  • DST 50.00km
  • Czas 02:14
  • VAVG 22.39km/h
  • VMAX 39.60km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uroczysko Cecylii

Czwartek, 29 września 2011 · dodano: 29.09.2011 | Komentarze 0

Mój rumak na Uroczysku Cecylii © MisterDry


Krótka przejażdżka aby częściowo sobie przypomnieć a częściowo określić drogę na Pawełki. Oczywiście taką, która omija główne asfalty. Gdzieś na 29 kilometrze moja dętka dostała kolejną łatę.
Zalew w Blachowni © MisterDry




  • DST 42.00km
  • Czas 02:51
  • VAVG 14.74km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Takie tam

Niedziela, 25 września 2011 · dodano: 25.09.2011 | Komentarze 0

Cholera, taki piękny ten wrzesień a ja nie mam sił na kręcenie. Powoli telepałem się po polach i między zagajnikami w kierunku Kamyka. Niestety z braku czasu nie dojechałem. Ale za to wziąłem ze sobą aparat (ech szkoda, że nie mam lustrzanki cyfrowej ale to przynajmniej jest lekkie) i kolejny raz obcykałem drogę.




Kiedyś brzeziny kojarzyły mi się z wodą po goleniu. Mój dziadek miał taką brzozową, piękny zapach. Ową kolońską zdiełano w CCCP. Jakiś czas temu piłem wódkę Brzozową Nemiroffa. Też zza wschodniej granicy.




  • DST 42.50km
  • Czas 03:12
  • VAVG 13.28km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Takie tam

Niedziela, 18 września 2011 · dodano: 19.09.2011 | Komentarze 0

Córa na konnej jeździe, więc wykorzystałem okazje i pojechałem w pola za Parkitką. Wyszło tego niecałe 8km. Po południu zaś pojechaliśmy do Decathlonu zwrócić plecak rowerowy bo z ustnika ciekło już przy drugim użyciu :/. Teraz ma nowy ale już nie z tego sklepu.


Kategoria Rodzinnie


  • DST 56.00km
  • Czas 04:15
  • VAVG 13.18km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Beskid Mały

Sobota, 17 września 2011 · dodano: 19.09.2011 | Komentarze 7

Kiedyś nie cierpiałem gór. Z rowerem też byłem na bakier. Najpierw pokochałem góry, ale te skaliste tatrzańskie gronie, Beskidy wydawały mi się takimi skromnymi wypierdkami, na które szkoda czasu. Minęły kolejne lata i zachorowałem na cyklozę. A teraz przewrotny los zechciał bym w ostatni "łikend" lata jeździł po górach.
Godzina piąta, minut 30... kiedy zjawiłem się u Lukasa. Zamontowaliśmy nasze rumaki na aucie i w drogę. Pod galerią Jurajską czekają na nas Pietro1978, Przemo2, Faki i Michaill i sześć rowerów na trzech autach pomknęło na południe do Międzybrodzia Bialskiego skąd ruszyliśmy w góry.

Pierwszym etapem, najłatwiejszym zresztą była góra Żar. Muszę przyznać, że dość szybko złapałem rytm i w całkiem spokojnie pokonywałem asfaltowe kilometry. Skrzydeł dodawał mi fakt, że po trzech latach znowu jestem w górach.

Na miejscu, oprócz podziwiania widoków, w tamtejszej knajpce zorganizowaliśmy odprawę.

I zaczęło się. Już pierwsze metry w terenie uświadomiły nam, że łatwo nie będzie.

Szczególnie ja miałem się czym martwić, bo nie dość, że mam cienki opony do CX (722x30)to jeszcze wielgachną crossową ramę. W takich warunkach 21,5 cala stanowi realne zagrożenie dla klejnotów :).

Z wycieczki rowerowej zrobiła się pieszo-rowerowa. Nie martwię się tym ani nie złoszczę bo psychicznie nastawiłem się na pchanie, niesienie roweru. Nie przejmuję się też tym, że już podczas podjazdu pod pierwszą górę Kiczerę (831 m n.p.m.) zrywam łańcuch. W torebce czeka skuwacz zawsze gotowy do akcji by nieść pomoc mnie lub innemu "bajkerowi". Pietro1978 pomaga mi przy naprawie, po czym ruszamy do boju. Chłopaki czekają na górze a Przemek filmuje nasze zmagania. Widoki z Kiczery są piękne, szczególnie na zbiornik żarecki. Szkoda, że nie zrobiłem zdjęcia.
Ruszamy dalej. Granią jedzie bardzo przyjemnie, szkoda tylko, że takie krótkie odcinki.

Na jednym ze zjazdów Michaill upada raniąc się w kolano. Na szczęście to nic poważnego i już bez przygód dojeżdżamy do zajazdu gdzie Michaill ukoił swój ból lodem.
.
Kto głodny ten zjadł. Ja nastawiłem się na obiad w innym miejscu co później okazało się błędem. Niestety tak bywa kiedy człowiek nie doczyta znalezionych informacji :/. Na szczęście w plecaku miałem jeszcze co nie co.
Dalsza część szlaku okazała się trochę trudniejsza, a może to brak sił sprawił, że podjazdy stały się cięższe. Nie wiem, ale jakoś dotelepałem się do Potrójnej, gdzie wspomagamy dętką pechowego rowerzystę.

A potem w dół do "chatki pod samiuśkim szczytem".




Myślałem, że zjem coś ciepłego, a tu wielkie rozczarowanie. Kawą czy herbatą poczęstują, można też przenocować, ale że nie chcą się użerać z sanepidem i biurokracją więc na nic więcej nie można liczyć. Jak pech to pech.
Kolejną przykrą niespodzianką był kapeć złapany na zjeździe z Przełęczy na Przykrej. Ech te moje cienkie opony no ale grubszych nie wsadzę, taka rama. Przejąć się tym nie przejąłem, gdyż dwie zapasowe miałem w plecaku a do tego jeszcze łatki. Przy wymiance towarzyszył mi Lukas. Miałem też okazję przetestować moją nową dwukierunkową pompkę z nanometrem. Nabić 5 atmosfer takim maleństwem jest jednak męczące, w dodatku ten wskaźnik działa jak chce ale o tym uprzedzała mnie dziołcha w sklepie.
Reszta trochę od nas odskoczyła więc we dwoje dotarliśmy do Łamanej Skały, która ze swoimi 929m n.p.m. była najwyższym punktem naszej wycieczki.

Chłopaków dogoniliśmy na Anuli

Stąd ruszyliśmy niebieskim szlakiem. Po drodze na jednym drzewie przy odnodze szlaku był namalowany piktogram w kształcie przypominający miskę i nie wiedząc co to oznacza wysłaliśmy Przemka na zwiad.

Nie doczekaliśmy się. Kuźwa już 16-sta a mamy zaginionego w akcji. W dodatku nie możemy się dodzwonić bo brak zasięgu. Nawoływanie też nic nie dało więc ruszyłem za nim. Obiecałem , że jak dotrę do jakiegoś rozwidlenia to wrócę po nich. Jak rzekłem tak się stało. Chłopaki jednak nie mogąc się doczekać ruszyli za mną i spotkaliśmy się po drodze. Dotarłszy do rozwidlenia stwierdziliśmy, że najlepiej będzie pojechać tą lepiej wyglądającą drogą. Druga byłą zarośnięta trawą. Po drodze w paru miejscach widzieliśmy ślady opon więc była nadzieja, że to Przemek jechał. Az chce nam się go lać pompkami za ten numer...
W końcu dotarliśmy do asfaltu.

Szybkim zjazdem docieramy do cywilizacji i w pierwszym otwartym sklepie robimy przerwę by coś zjeść. Udaje nam się skontaktować z Przemkiem, który po chwili do nas dołącza. Dociera też do mnie sms od niego - "droga prowadzi do asfaltu". Rychło w czas.
Na koniec jeszcze ciepły posiłek w postaci rybki w Tresnej, do aut i do domu. Było super. Wiem, że tu wrócę, raczej nie w tym roku ale na pewno i mam nadzieję, że na góralu. Resztę Beskidów też będę sukcesywnie zdobywać, zarówno w terenie jak i na asfalcie.

Więcej zdjęć na picasie. A tu ślad gps. Namierzałem tylko do przeł. Kocierskiej bo bateria zaczęła mi padać a "wiadro z prądem" coś nie chciało działać. Resztę "dorysowałem" więc może się co nie co nie zgadzać.


Kategoria moje naj


  • DST 35.48km
  • Czas 02:50
  • VAVG 12.52km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Takie tam

Środa, 7 września 2011 · dodano: 07.09.2011 | Komentarze 0

Razem z Przemo2 zaliczyliśmy trochę okolicznego terenu. Co prawda siąpiło ale postanowiliśmy być twardzi. Oczywiście na pierwszy ogień poszła góra Ossona :). Wjeżdżałem tak od niechcenia bo wychodziłem z założenia, że nie dam rady a tu druga próba zwieńczona sukcesem :). Z Zieloną Górą już tak łatwo nie było. Śliskie kamienie i korzenie skutecznie utrudniały zarówno podjazd jak i zjazd. Dalej było już dużo łatwiej. Trasę zarejestrowałem Sports Trackerem i niby ok tyle, że na stronę nie mogę się dostać. Chyba zostanę przy Endomondo.




  • DST 38.00km
  • Teren 8.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 12.67km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mstów

Niedziela, 4 września 2011 · dodano: 04.09.2011 | Komentarze 0

Przejażdżka z żoną i córką. Do Mstowa pojechaliśmy przez Ossona bo to fajniejsza droga niż wzdłuż Warty. Przy okazji chciałem sprawdzić czy na moich uda mi się podjechać na bardziej terenowych oponach uda mi się wjechać. Niestety nie. Po chyba 15 próbach dałem za wygraną. O ile Schwalbe CX Pro fajnie sprawują się w błocie to na luźnych kamieniach odpadają. Koło ryje podłoże i nic z tego nie ma. Na Przeprośną Górkę wjechałem za to bez problemów. Za pierwszym razem bo zachciało mi się drugi raz. Na ostrym zjeździe rozwaliłem dętkę i musiałem rower pchać pod górę. Po załataniu żeby było zabawniej moja pompka odmówiła posłuszeństwa. Normalnie kląć mi się chciało. Żeby w takim momencie. I w życiu bym nie uwierzył, że z pomocą przyjdą mi... księża z sanktuarium. Z tego miejsca pozdrawiam ich. Dalej poszło już bez problemów.


Kategoria Rodzinnie


  • DST 72.00km
  • Czas 02:44
  • VAVG 26.34km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ognisko nad Kocinką

Sobota, 3 września 2011 · dodano: 04.09.2011 | Komentarze 0

Taki mały, miły wypadzik nad rzekę w składzie: Polak8778, Faki, Pitero1978, Jajo, Przemo2. Roland dołączył do nas koło 18. W drodze powrotnej (już po zmroku) za moją namową mieliśmy ominąć objechać Ostrowy i ominąć paskudny asfalt do Nowej Wsi. A że nikt nie znał drogi to jakoś tak wyszło, że choć skręciliśmy w dobrym miejscu to zamiast na Lemańsk, Kocin i Kuźnicę pojechaliśmy na Rywaczki ostatecznie i tak wyjeżdżając w Ostrowach. Że wyszło jak wyszło wróciliśmy przez Łobodno. Ech trzeba się tamtędy przejechać za widoku i sprawdzić jak ta droga wygląda.